Witajcie w piątek 13-tego ;) Póki co wszystko idzie dobrze, na dworze świeci piękne słońce, więc dzień ten do pechowych raczej nie należy.
Zgodnie z tytułem dzisiejszego posta chciałabym dzisiaj podzielić się z Wami moimi przemyśleniami. Brzuch rośnie, czuję już "trzepotanie skrzydeł motyla" w nim - innego bardziej trafnego określenia tego uczucia nie znajduję :) W związku z tym stanem nachodzą mnie różne myśli. Pierwsza jaka przychodzi mi do głowy jest taka, że nie spieszy mi się do porodu. Nie wiem, czy to dobrze, ale z różnych rozmów z różnymi kobietami wnioskuję, że każda z nich chciała jak najszybciej zobaczyć ten swój największy skarb. Nawet mój małżonek mówi, że on to już chciałby, żeby dzidziuś się urodził.

Ja uważam, że ciąża to najpiękniejszy stan, w jakim może przebywać kobieta. Dlatego też nie chciałabym uronić ani chwili z tych dziewięciu miesięcy. Chciałabym to przeżyć bardzo świadomie, nacieszyć się rosnącym brzuszkiem i coraz bardziej odczuwać jak porusza się w nim dzidziuś. Nie ukrywajmy, że także chciałabym korzystać z przywilejów, ogólnej pobłażliwości oraz opiekuńczości, że strony najbliższych, które niesie on za sobą. I przeżywając to wszystko, chcę się dobrze przygotować na przyjście nowej istotki na świat.
Jakie Wy miałyście, macie lub zamierzacie mieć odczucia związane z tym stanem? Czy czułyście wielkie zniecierpliwienie i nie mogłyście się doczekać porodu, czy przeżywałyście to w sposób podobny do mnie?
Pozdrawiam
Ewela