Witajcie w ten dziwny poświąteczno - przedświąteczny czas :) Wszystko się udało. Święta były takie jak sobie wymarzyłam - rodzinne, magiczne, wolne, leniwe... A teraz przed nami kolejny długi weekend świętowania :)
Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić kolejnego, zdobycznego lokatora naszego salonu.
Jest taka krótka lista, na której mam kilka rzeczy, które muszą znaleźć się w naszym salonie. Jedną z nich mogę już wykreślić :)
Marzył mi się duży kosz na pledy i poduchy, może wiklinowy, może jakiś drewniany... O metalowym nawet nie śmiałam marzyć, bo wiem, że taki, jaki chciałam nie byłby tani. Ale los bywa przewrotny i czasami podrzuci coś fajnego na przykład na śmietnik pod blokiem ;) I mi podrzucił taki właśnie wielki, metalowy kosz :) Kto wie jakie trunki nabierały w nim mocy... :D
Był w kolorze brązowym, ale taki akurat nie szczególnie mi pasował. Chwyciłam więc za farbę i pędzelek i żmudnie malowałam drut za drutem kilka razy.
Tak oto kosz zyskał nowy, niebieski kolor i jest cudowny! Uwielbiam go :)
Życzę Wam udanego sylwestra - takiego jakiego sobie tylko wymarzycie i cudownego startu w Nowy Rok :)
Pozdrawiam
Ewela