I tak dziergałam, prułam, dziergałam... Aż w końcu z jednego wielkiego kosza wyszło kilka mniejszych ;) Niestety okazało się, że Zpagetti nie jest najlepszym rozwiązaniem na duży kosz.
Co w koszykach będę przechowywała? Ano pewnie ze dwa dostanie się Frankowi, coby miał gdzie trzymać swój dobytek w postaci grzechotek i innych dziecięcych drobiazgów. A w pozostałe ja zapakuję włóczki :)
Ale nie poddałam się :) W niedługim czasie zaopatrzę się w odpowiednią ilość sznurka i dalej będę walczyła o duży kosz :)
Szydełkowe misiaki, które widzicie na zdjęciu powyżej są prezentem dla Franka od Kasi z bloga Moja Fantazja i w rzeczywistości są jeszcze piękniejsze niż na fotografii.
Pozdrawiam Was ciepło!
Ewela
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :)
OdpowiedzUsuńenergetyczne te koszyki
Pozdrawiam
Widocznie te koszyczki się szybko rozmnażają:))) Fajne, takie kolorowe, jak wszystkie dziergadłą Twe:) super!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Te kosze są cudowne! :)
OdpowiedzUsuńWiesz co, ja od roku robię koszyki ze sznurka bawełnianego (z rdzeniem jakimś sztucznym) i nawet duże, jak są ścisło zrobione trzymają fason (jakbyś chciała zobaczyć to na wyzszapulka.blogspot.com). A w zeszłym tygodniu kupiłam sobie wreszcie po raz pierwszy motek Spaghetti, o czym marzyłam od dawna... i po pierwszym koszyku (a właściwie misce) stwierdziłam, że to nie to. Nie trzyma formy. Faktycznie Spaghetti lepsze by było na dywaniki albo może torebki... Pozdrawiam... i polecam sznurek! :)
OdpowiedzUsuńpodziwiam Cię za precyzję i cierpliwość... :) piękne dzieła!
OdpowiedzUsuń