Czasami, kilka razy w roku przychodzi taki dzień... Budzę się i wiem, że muszę coś zrobić. I wtedy robię obchód gospodarski i wybieram pomieszczenie. Ostatnio padło na kuchnię :)
Wykorzystałam to, że synek akurat zasnął i wszystkie półki zostały opróżnione, parapet ogołocony, wszystko co było na wierzchu wylądowało na podłodze a ja ledwo przedzierając się poprzez ten gąszcz bibelotów biegałam ze ścierką jak szalona. Potem nadszedł czas na powrót wszelkich utensyliów na półki.
I tutaj zaczęła się najlepsza zabawa - znajdowanie nowych miejsc, w których poszczególne przedmioty będą się prezentowały dużo lepiej niż na poprzednich, znajdowanie nowych funkcji dla niektórych z nich i wreszcie znajdowanie godnych miejsc dla nowych nabytków :) Na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło - ot takie tam drobiazgi, ale ja widzę te zmiany i widzę, że jest lepiej ;)
Na parapet przywędrowały dwie nowe rzeczy. Z balkonu przyniosłam pelargonię posadzoną w starym emaliowanym czajniku. Ciekawe czy i jak długo będzie cieszyła oczy w kuchni? Drugą rzeczą jest stary kosz na pieczywo, który otrzymałam w prezencie od znajomego, który zna moją miłość do staroci :) W koszu umieściłam kwiaty.
Coś czuję, że niedługo przyjdzie czas na sypialnię ;) W końcu jesień już za pasem, więc czas na drobne zmiany :)
A czy Wy miewacie takie spontaniczne, porządkowe napady? ;]
Pozdrawiam
Ewela