wtorek, 28 kwietnia 2015

Czy lubię pastele?

Zastanawiam się nad tym od dosyć dawna. Lubię kolory nasycone, kontrastujące ze sobą, ale czy pastele do moich ulubionych należą?

Mimo, że nie znam odpowiedzi na to pytanie zebrałam pastelowe motki bawełny, popatrzyłam na nie i przed moimi oczami ukazała się świeża wiosenna łąka. Więc czym prędzej przystąpiłam do pracy :)




I wyszło na to, że chyba lubię pastele ;)




Kocyk idealnie wpasował się w kolorystykę poduszek, które wydziergałam już jakiś czas temu.




A czy Wy lubicie pastele? Gdzie najbardziej lubicie je przemycać: w mieszkaniu czy może w ubraniu? A może jeszcze w innych miejscach Waszego życia?



Pozdrawiam
Ewela

Co mnie wkurza...?

Ostatnimi czasy dwie rzeczy wyjątkowo wyprowadziły mnie z równowagi. Pewno było ich trochę więcej, ale te dwie szczególnie wpłynęły na podwyższenie poziomu mojej irytacji!

Pierwsza rzecz.
Jakiś czas temu postanowiliśmy z małżonkiem pójść do kina na weekendowy seans. W ramach ukulturalniania się wybraliśmy film " Body/Ciało". Jeżeli ktoś nie widział polecam gorąco.
Wiadomo w weekend w dużym sieciowym kinie bilety nie kosztują 20 zł a 31. Ok, można sobie pozwolić. Godzina rozpoczęcia seansu: 17:30. Ale nie... Bo o 17:30 rozpoczął się 30, albo i więcej minutowy seans reklamowy... Uważam, że bilet nie kosztował mało, więc nie widzę powodu abym za tą cenę miała się katować tak długim blokiem reklamowym! Pod jego koniec już miałam dosyć i moja chęć obejrzenia filmu spadła o połowę... O ile jestem jeszcze w stanie jako tako zaakceptować reklamy w telewizji (oglądamy telewizję naziemną więc nie płacimy żadnych miesięcznych opłat w związku z tym ), nawet jeżeli trwają 20 minut przed samą końcówką filmu, tak nie bardzo rozumiem, dlaczego widzowie kinowi są w pewnym sensie oszukiwani. W repertuarze powinna być podana dokładna godzina rozpoczęcia właściwego seansu, a nie seansu reklamowego... Jeżeli ktoś ma ochotę pooglądać reklamy, może przyjść odpowiednio wcześniej.


Druga rzecz.
To akurat wkurza mnie bardzo mocno odkąd zamieszkałam w Legionowie - mianowicie rowerzyści jeżdżący chodnikami i przejeżdżający przez przejście dla pieszych. Fakt - nie ma u nas zbyt wielu ścieżek rowerowych. Ale dopuszczalna prędkość na miejskich ulicach nie przekracza 50 a w niektórych przypadkach nawet 40 km na godzinę a w takiej sytuacji, zgodnie z przepisami rowerzysta powinien korzystać z ulicy ( chyba, że warunki pogodowe są złe). A tymczasem - nie dosyć, że chodniki często są zastawione samochodami tak, że dla pieszych zostaje ok. 80 cm szerokości to zacni rowerzyści nie raczą zejść ze swojego pojazdu i chociażby przez 100 metrów poprowadzić go i pchają się na siłę, mało tego - uważają, że to piesi powinni im schodzić z drogi. Nieraz byłam świadkiem sytuacji, w której rowerzysta o mały włos się nie przewrócił, bo nagle okazało się, że nie ma dla niego miejsca na chodniku. Poza tym jeżdżą szybko i nieostrożnie. Przydałoby się kilka mandatów dla takich gagatków, może wtedy nauczyliby się korzystać z dróg i chodników zgodnie z ich przeznaczeniem i przepisami. Jednocześnie chcę zaznaczyć, że na pewno nie dotyczy to wszystkich dwukołowych maniaków :) I jestem wdzięczna tym wszystkim, którzy szanują innych użytkowników miejskich dróg i chodników :)

A co Wy myślicie o tych dwóch sprawach? Czy także odczuwacie irytację, kiedy czekacie na film w kinie a reklamy nie mają końca? A może mieliście jakąś nieprzyjemną przygodę z rowerzystami?




Pozdrawiam
Ewela

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Inspiracje na dobry początek tygodnia: kuchnia wymarzona.

Dzień dobry Kochani! W końcu mamy wiosnę pełną gębą - świeci słońce, świat się zieleni, kwitną drzewka owocowe, ptaki budzą nas wesołym świergotem nawet w mieście a balkony stroją się w pelargonie :)



Ale nie o pelargoniach i balkonach dzisiaj na blogu będzie. Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami moimi marzeniami dotyczącymi kuchni. Może w końcu nadejdzie taki moment, w którym i jej remont dotknie :)

Jakie kuchnie lubię?

Typowo wiejskie z dużą ilością otwartych półek, na których będę mogła gromadzić wszelkie kuchenne utensylia i naczynia - emaliowane, ceramiczne, gliniane... Lubię kiedy kuchnia ma ma murowaną zabudowę, przypominającą kuchnie z piecem, rodem z babcinego a nawet prababcinego domu.

źródło: keltainentalorannalla.blogspot.com

I te z dużą ilością naturalnego drewna. Oczywiście w centrum zainteresowania pięknie udekorowane okno :)

źródło:

źródło:

Ale podobają mi się także kuchnie z lekką dawką romantyzmu, z dużą ilością tkanin. A do tego płytki przypominające te z pieca kaflowego :)

źródło: flickr.com

źródło:
 
źródło:
  

źródło:
 
źródło:

I pozostaje tylko pytanie: jak te inspiracje połączyć w jedną sensowną całość...? :)

Pozdrawiam wiosennie!
Ewela
źródło:




wtorek, 21 kwietnia 2015

Najważniejszy mebel w naszym salonie salonie

Na początku Moje Drogie chciałam Was przeprosić za moją chwilową absencję. Teraz już jestem, ale takie przerwy mogą (ale nie muszą) okazać się coraz częstsze. Na szczęście nasz kochany Blogger oferuje nam możliwość planowania postów na przyszłość, z której bardzo chętnie będę korzystała :)

Kanapa? Stół? Tak - to są elementy bardzo ważne a wręcz niezbędne w każdym szanującym się salonie. Nasz salon jest jeszcze nie do końca wyposażony - brak mebli, ziejące pustką ściany... Ale kanapa i stół są ;)



Jednak to nie one grają pierwsze skrzypce w tej naszej aranżacyjnej orkiestrze ;) Naszą gwiazdą salonu jest inny mebel, którego skompletowanie i odpowiednie zaaranżowanie zajęło najwięcej czasu.
Każdy ma jakiegoś bzika a  akwarystyka jest pasją mojego małżonka. Akwarium było planowane od kiedy tylko zakup mieszkania stał się faktem. Jednak ostatecznie musiało poczekać do remontu. I oto teraz jest.



Samo akwarium było wykonane na zamówienie ze względu na trochę nietypowe wymiary a pokrywę wraz z oświetleniem mąż wykonał samodzielnie :)




Szafka, na której stoi także była wykonana na zamówienie i jak to na szafkę akwarystyczną przystało nie grzeszy urodą. Żeby chociaż troszkę ją "udomowić" dostała ceramiczne uchwyty w kwiatki a małżonek sam zaproponował, aby na akwarium zarzucić jakąś koronkę.




Pozdrawiam!
Ewela

środa, 8 kwietnia 2015

A co ze starymi, niepotrzebnymi firankami?

Mam taką przypadłość: zbieram stare firanki, albo ich kawałki. Najczęściej zaopatruję się w nie w "ciuszkach", gdzie można wyszperać coś fajnego za marne grosze. I z niemal każdej wizyty w takim przybytku wracałam z jedną lub dwoma, które na pewno się do czegoś przydadzą! Remont i porządki po nim pokazały, że jednak większość z nich do niczego się nie przydała ;) Więc postanowiłam coś z tym zrobić.



Pomysł pocięcia ich w paski pojawił się już jakiś czas temu, ale nie mogłam się do tego zebrać, bo to takie żmudne i nieciekawe zajęcie... Ale w końcu rozsiadłam się na kanapie i dosłownie zakopałam w skrawkach koronek, które następnie zamieniły się w kłębki. Jeszcze kilka takich firanek mam, więc to nie koniec ;)



Póki co, z niepotrzebnych i zabierających miejsce materiałów powstały koszyczki na drobiazgi.






Strasznie wkręciło mnie to "firankowe" dzierganie, więc koszyczków zapewne przybędzie :)

Pozdrawiam
Ewela

sobota, 4 kwietnia 2015

Witajcie!
Jajka poświęcone? Ciasta upieczone? Ja jeszcze trochę w proszku, ale przesyłam Wam wiosenną energię :)




Kochani! Życzę Wam, aby te święta były pełne radości i piękna :)
Ewela